wtorek, 28 września 2010

Dżdżownica na chodniku

Wieczorny spacer w lekkim deszczyku jest wbrew pozorom iście przyjemnym doznaniem.

Dzisiejsza rozmowa z bliskim mi panem o uroczej ksywie - Bobo, przyniosła parę rozmyśleń.
Życie musi wejść znów na właściwy tor, a kiedy już to uczyni to życiowy pociąg będzie zasuwał po nim ile fabryka dała... aż do kolejnego wykolejenia.
 Czasami zdarza się że Waćpanowie Żulowie zakoszą na złom pare metrów szyn, i co wtedy? Wtedy jest wielkie bum, pociąg się przewraca na boczek i znów trzeba czekać aż się wtelepie i modlić się aby nie pomylił się na zwrotnicy. Mój życiowy pociąg obecnie jest na etapie powracania z pozycji bocznej. Proces to żmudny i powolny, ale jednostajny i nieubłagany.
Powroty bywają ciężkie, zwłaszcza kiedy dowiadujemy się o chorobie kogoś bardzo bliskiego, kogoś kto nas nie osądza, nie wymaga, kto nie chce ustawiać naszego życia pod swoją modłę i swoje widzimisię. Po takiej informacji zaczynają się wyrzuty sumienia, zaczyna się mimowolne podświadome naciskanie na swoją własną psychikę. Chęci poprawy, zrehabilitowania się, odbudowania i zaciśnięcia więzi. W takich dniach robi się rachunek sumienia. Brzmi to banalnie, ale tak jest.

Idąc dziś wieczorem ulicami mojej dzielnicy, moknąc za sprawą lekkiej mżawki. Gapiąc się pod nogi, chlupocząc ciżemkami po kałużach. Odgarniając mokrą grzywkę, która niesfornie wyłaziła non stop z pod kaptura. Starałam się nie nadepnąć na dżdżownice.
Każde dziecko wie, że kiedy pada, te pierścienice wypełzają z ziemi coby się nie potopić i pląsają sobie po chodnikach. Nadepnięcie na owe stworzonko jest tak samo bolesne dla psychiki mojej co zdeptanie ślimaka.

Przyszła mi do głowy kolejna nietypowa metafora - Każdy czasem jest dżdżownicą na chodniku w deszczu.

Kiedy wszystko nagle się topi, kiedy całe nasze życie się odmienia bo aniołkom w niebie się woda z wanny wylała. Musimy przepełznąć przez chodnik i przeżyć. Wijąc się pod nogami przechodniów, starając się ocalić i odeprzeć przeciwności losu. Nawet najwytrwalsi i najwięksi czasem muszą się postawić na równi z mało ważnymi szarymi zjadaczami chleba. Polem bitwy jest chodniczek. Niestety to nie od nas już zależy czy mała 6-cio letnia dziewuszka w różowych kaloszkach, wesoło skacząc po kałużach nas rozdepcze czy nie.

Najważniejsze jest to, żeby przetrwać takie podtopienia i wykolejenia. Nie można się załamywać totalnie. Nic nie da załamywanie rąk czy wznoszenie ich do Boga. Życie jest usiane mnóstwem deszczowych dni i mnóstwem luk w torach. W rezultacie możemy mieć poobijany pociąg z pogubionymi wagonami, być na wpół rozdeptaną dżdżownicą zanim dobrniemy do celu, ale musimy być. Poprostu musimy BYĆ.

Po deszczu możemy się ogrzać w ogniu płonących poi ;) zawsze znajdzie się ktoś życzliwy, kto przyniesie parafinę i parę piw oraz zwykłą, dobrą, pozytywną, ciepłą energię w uśmiechu.

Maleo Reggae Rockers - Każda minuta

1 komentarz:

  1. Oby to nie były tylko chwilowo wypowiedziane słowa........

    Trzymaj się dziecko, musi być lepiej.

    OdpowiedzUsuń