piątek, 1 października 2010

Creme Brulee

Czyli o tym, jak to mieć 10000 ambitnych planów i pomysłów... i w rezultacie zasiąść na tyłku i rozkminiać nierozkminione zajadając się słodyczami.

Cały mój pokój przesiąknął od wczoraj cudownym aromatem zatęchłej parafiny. Wszystko to za sprawą pary wachlarzy i pary poi które dumnie się kurzą już w zaciszu mego domostwa. (Druga para poi nie była palona od dawien dawna i zdążyła już wywietrzeć dokumentnie)
Od paru ładnych dni zbieram się z iście szatańskim planem zaprojektowania i wykonania pokrowców na me 6-ścio głowicowe dziecki. Wczoraj nawet wzięłam stare jeansy, przyłożyłam wachlary do nogawków, podumałam jak co gdzie i po co, a potem zadowolona z siebie poszłam zapalić. W mej małej główce zaświtał pomysł zakupienia odpowiedniego materiału w odpowiedniej ilości i uszycia odpowiedniej torby na te rozłożyste metalowe zabawki ogniowe.

Od miesiąca zabieram się żeby odebrać papiery z Geologii z UW i z Inżynierii Środowiska na PW. Jeden egzemplarz świadectwa maturalnego mi zaginął i nie mam obecnie w domu żadnego, prócz świadectwa ukończenia liceum.
Muszę zapisać się do nowej szkoły... Karolinka będzie technikiem geodetą... nie ma nic lepszego niż w piękny słoneczny dzień zaiwaniać z niwelatorem, węgielnicą, łatami, miarkami i kołkami. Tatuś mi radzi coby na pedagogikę iść, poniekąd mam predyspozycje i umiejętnie potrafię mniej odpornym psychicznie narzucić własne zdanie. Ja jednak podziękuję i pójdę w stronę zawodów gdzie znacznie mniej jest użerania się z ludźmi a więcej pracy indywidualnej.

Teraz siedzę, zajadam się Creme Brulee i myślę jak to by było pięknie, gdybym chociaż połowę z tych planów, które mi we łbie siedzą, zrealizowała.
Na pewno to znacie... wyjazdy, hobby, siłownia, zdrowe odżywianie, dieta, oszczędzanie, projekty, prace i tak można wymieniać w nieskończoność. Każdy z nas ma jakieś plany odkładane na "kiedyśtam", przesuwane bo będzie czas później.
Mogą to być odwiedziny u babci, może to być wyznanie chłopakowi/dziewczynie czegoś więcej niż przyjaźni. Może to być praca licencjacka/inżynierska/magisterska, projekt na laboratoria etc etc etc.
Jesteśmy taką niesforną rasą, że wszystko odkładamy na później, złudnie ufając że na wszystko będzie czas. W rzeczywistości 90% "odkładańców" nigdy nie zostaje zrealizowanych. A szkoda. Zamiast bezproduktywnie siedząc na dupsku i zajadać się słodyczami, modląc się żeby poszło w cycki a nie w tyłek, można by coś ze sobą zrobić... ale nieee, jeszcze nie dziś... od jutra ;)
Jedynie Flowerstick i moje ukochane 3 piłki zmuszają mnie do robienia czegokolwiek, kuszą jaskrawymi kolorami. A co mi tam! Godzinka czy nawet półtorej treningu w pokoju jeszcze nikomu nie zaszkodziły ^^


A teraz z zupełnie innej beczki...
Kaloryfer mi grzeje!!! Hell Yeah!!!
Jako żem natural born zmarźluch to rozpiera mnie radość z tegoż faktu :] gorącej wodzie wypełniającej żeberka kaloryferka żeliwnego mówimy zdecydowane TAK!
Pogoda nas nie rozpieszcza ostatnio, ale czemuż się dziwić? Jesień przeca kalendarzowa, astronomiczna i w ogóle. Niestety ciśnienie spada, to dla mnie jest baaardzo niedobrze. Całkiem niedawno miałam pierwszy jesienny atak migreny. Zwijając się i płacząc z bólu w Konstancinie miałam ochotę sobie odgryźć głowę.
Ehh... Zestaw obowiązkowy na nadchodzące tygodnie:
-Nurofen/Pylargina
-Parasolka
-Zapasowy sweter
-Drobne na herbatę/kawę gdziekolwiek się nie znajdę

Pogoda, aura zaokienna i zmęczenie fizyczne oraz psychiczne utrudniają skupienie, tak więc dziś notka totalnie bezsensu i bez morału.
Zamiast siedzieć na internecie to zróbcie sobie wiadro herbaty, weźcie profilaktycznie lekarstwa jakieś (bo to nigdy nie wiadomo kiedy w taką pogodę coś nas trafi) i poczytajcie sobie książkę ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz