wtorek, 29 grudnia 2009

Lecząc się w Polsce możesz umrzeć

Dziś będzie komentarz do newsa z TVN24.
Lekarze to analfabeci, aptekarki to ćwierćinteligenty, a matki nie potrafią się zastosować nawet do tekstu z reklam "przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą".
Oto nasza służba zdrowia.
Zapewne słyszeliście o tej sprawie.
6-cio letnia dziewuszka była z mamusią u lekarza, lekarz "wypisał" receptę, mamusia poszła wykupić lek, aptekarka dała zupełnie inny lek bo nie mogła rozczytać lekarza a ma za mało własnego rozumu aby się nim posłużyć, mamusia wróciła do domu i zaczęła faszerować córeczkę silnymi lekami na rozrzedzenie krwi bo nie przeczytała ulotki.

JAKIM TO TRZEBA BYĆ DEBILEM!?

Nie od dziś każdy polak, korzystający z usług NFZ wie, że lekarze z medycyną mają tyle wspólnego, że piszą jak oscyloskop pacjenta z migotaniem przedsionków. Nie trudno o pomyłkę przy odczytywaniu. Oczywiście, jest możliwość korzystania z komputera i drukarki. Jest program do druku recept, sama raz takową receptę miałam, była piękna. Niefortunnie się składa, że polska służba zdrowia nie wyszła jeszcze z epoki pisma klinowego, cud że wiedzą co to żarówki.
Kiedy u mnie w przychodni wprowadzono komputery, systemu baz danych pacjentów i takie tam, to wolałam sobie odrąbać nogę niż tam iść. Jak można wytłumaczyć 60-cio letniej pielęgniarce, która liczy na liczydle, co to jest PC i jak się nim obsługiwać? Niewykonalne! A co dopiero lekarzowi, który ma i przychodnię, i pacjenta, i pielęgniarkę, i swoją pracę w głębokim poważaniu? 
Pani Prezes Zachodniopomorskiej Okręgowej Izby Aptekarskiej zaproponowała aby sobie lekarze kupili komputery i drukarki. no tak to się dawno nie śmiałam. Powodzi się dobrze jedynie lekarzom prywatnym. Już nie raz byłam świadkiem sytuacji kiedy to lekarz w przychodni do godziny 16, kiedy pracował na kontrakt z NFZ był oschły, niemiły, olewał pacjentów i chciał każdego staruszka przychodzącego z bólem krzyża zamordować, a po czwartej był uprzejmy i "do rany przyłóż". Tylko dla tego, że po 16:00 już pracował jako prywaciarz i skargi zdrowotne pacjentów odbijały się szelestem banknotów wpadających do kieszeni pana doktora.

Zatem - na Boga! - jak lekarz państwowy ma sobie sam kupić do gabinetu komputer i drukarkę? O wyposażenie i unowocześnianie przychodni powinno zadbać Ministerstwo Zdrowia, ale dotychczasowi ministrowie to były zwykłe wały łase na kasę.
Każdy z nas płaci ZUS, a przynajmniej większość. Składki ubezpieczeniowe, niestety, zamiast iść na podwyższenie jakości naszej opieki zdrowotnej i emerytury, idą do kieszeni zarządu. Jakiś czas temu ZUS wybudował sobie piękny, nowy gmach główny z gabinetem pani Prezes większym dwukrotnie od całego mojego mieszkania. W stanach jeśli chcesz się ubezpieczać, to się ubezpieczasz i leczysz się w prywatnych szpitalach ze swoich własnych pieniędzy. Pieniądze, które wpłacasz na fundusz ubezpieczeniowy idą co do centa na Twoje pobyty w szpitalach, przychodniach i wizyty u przeróżnych specjalistów bez kolejek.
Polski system jest niestety tak chory, że nawet chemioterapia go nie wyleczy. jedynym sposobem jest zmienić ustrój albo wyrżnąć wszystkich za to odpowiedzialnych i obsadzić stołki ludźmi, którymi by się rządziło zza spustu karabinu. 

Następną osobą w tym nieszczęsnym łańcuchu porażek jest aptekarka. Dostała receptę, zapewne matka nie powiedziała dla kogo to lek, więc biedna pani farmaceutka nie była na tyle inteligentna aby zapytać dla kogo lek, na jakie dolegliwości. W mojej aptece, nasza zaprzyjaźniona aptekarka zawsze się odzywa, bo umie mówić. Podając lek z recepty, mówi jaki to lek i jakie ma działanie. Nawet jeśli biedactwo, nie mogło odczytać recepty, to się do cholery nie zgaduje "a co to może być, lek na literę A" tylko się dopytuje petenta! Tata od dziecka mi powtarzał: "koniec języka za przewodnika", "kto pyta, nie błądzi". Niestety, nie każdy miał tak dobrych rodziców

Tu dochodzimy do ostatniego ogniwa. Do matki. Może jestem przewrażliwiona, może nudzi mi się w życiu, ale ja zawsze czytam ulotki leków. Na ulotce są chociażby efekty uboczne, przeciwwskazania i inne wielce przydatne informacje. Na przykład, na ulotce feralnego leku mogła być informacja o tym iż lek ten rozrzedza krew, dawkowanie, że w wypadku przedawkowania występują sińce na ciele i może dojść do śmierci. O tym niezwykle odpowiedzialna rodzicielka nie pomyślała.

Suma summarum, mogło dojść do niepotrzebnej śmierci niewinnego dziecka. Co by było jakby w szkole się potknęła, zacięła kartką, kolega by ją szturchnął, uderzyłaby się o kant stołu?
Nie ma co gdybać, trzeba reagować!
Mamy tu trzech winnych: lekarz, aptekarka, i (pożal się Boże) matka. Moja mamusia zawsze czyta ulotki każdego leku, moja aptekarka umie czytać i umie mówić, mój lekarz... a nie, nie chodzę do lekarzy, nie mam na to zdrowia.

Podsumowując kochani.
Jeśli zauważycie, że Wasz lekarz wypisał receptę jakby kura pazurem błoto orała to nie wstydźcie się go ochrzanić i zażądać czytelnie wypisanej recepty albo wypiszcie ją sami. Jeśli wasza aptekarka poda Wam lek inny niż taki jaki jest na recepcie (na wszelki wypadek zapamiętujcie co Wam powiedział lekarz, nazwy, specyfikacje leku etc), mówcie dla kogo i na co to ma być lek, zwracajcie uwagę że to nie ten. Jeśli Wasza mamusia kupi nowy lek, poproście aby przeczytała ulotkę albo sami przeczytajcie.
Jeśli lekarz, aptekarka albo mama będą się buntować, to użyjcie mocniejszych środków perswazji albo wróćcie do starych, dobrych, domowych metod leczenia czyli - syropu z miodu, masła, mleka, czosnku i cebuli... pychota!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz